Opinie o malarstwie Adama Werki

Marek Sarba
wybitny polski malarz marynista od wielu lat działający w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej; https://www.jrusselljinishiangallery.com/marek-sarba

ADAM WERKA I JA

Połowa lat 1960. W moich rękach znalazło się po raz pierwszy wydanie miesięcznika “Morze”. Moją szczególną uwagę zwróciły śliczne ilustracje o tematyce marynistycznej z informacją o twórcy – Adamie Werce. Rozpocząłem kolekcjonować numery “Morza” i zawsze oczekiwałem nowych ilustracji. Marynistyka zaczęła pochłaniać moją uwagę. Malarstwo marynistyczne w tamtych czasach miało malutką liczbowo reprezentację artystów. Nigdzie poza publikacjami w “Morzu” nie mogłem zobaczyć prac Adama Werki. Sławy marynistyki tamtego czasu: Marian Mokwa , Antoni Suchanek oraz wynurzający się bosman Mar. Woj. Henryk Baranowski byli jedynymi uznanymi filarami tego kierunku, których okazyjnie można było zobaczyć gdzieś na wystawie. Adam Werka poza łamami miesięcznika “Morze” był niedostępny. Podziwiałem “Tragedię Cyranki”, która dla mnie ciągle po blisko 60 latach przedstawia jedną z wspaniałych prac i miała ogromny wpływ na moją przyszłość w malarstwie marynistycznym . Po wielu latach spędzonych w środowisku artystycznym marynistów światowych, Adam Werka ciągle był dla mnie kimś, przedstawiającym wysoki poziom artystyczny, twórcą podstawy polskiego realistycznego malarstwa o tematyce morskiej. W roku 2017 po raz pierwszy zobaczyłem oryginalne prace artysty w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni na wystawie o tytule “Wielkie dni małej floty w malarstwie Adama Werki”. Cóż za wrażenia, gdy ujrzałem po raz pierwszy pełny wyraz palety kolorów oraz aktualnej wyrazistości oryginału. Dokładność odtworzenia wartości portretowanych statków oraz kompozycji całych scen wraz z świetnymi impresjami odtworzenia postaci. Nie musiałem czytać artykułów, do których obrazy były ilustracja, wystarczyła przyjemność oglądania tylko talentu artysty. Na tej wystawie znika kompletnie znaczenie rozdziału malarstwa na „malarstwo oraz ilustracje”. To była po prostu bardzo dobra twórczość artystyczna. Znam morze, które było dla mnie moim domem w swoim okresie. Statki oraz okręty były częścią mojego życia. Podziwiałem i podziwiam to, co stworzył Adam Werka w tematyce morskiej z swojego miejsca za biurkiem w małym pomieszczeniu swojego miejsca zamieszkania w centrum Warszawy. Wyobraźnia połączona z talentem stworzyła świat, który zapraszał do studiów przedstawionych scen. Nie dziwię się absolutnie wielu naśladowcom, próbującym podążać ścieżką twórczości artysty, włącznie z moją skromną osobą. Przez lata obserwuję i poszukuję następcy artysty. Niestety Adam Werka był tylko jeden. Marzę o dorocznej wystawie malarstwa marynistycznego pod nazwą “Międzynarodowy Konkurs im. Adama Werki “ gdzie najlepsi malarze byli by zaszczyceni dopuszczeniem do konkursu. Jestem zachwycony powstaniem “Fundacji Adama Werki “, która propaguje kulturę wysokiego poziomu artysty na scenie malarstwa artystycznego.

lipiec, 2023

Grzegorz Nawrocki
polski malarz marynista; https://www.grzegorz-nawrocki.com

Moje wspomnienie o Adamie Werce będzie bardzo osobiste.
Długo zastanawiałem się jak to wspomnienie napisać… Zazwyczaj wspomnienia dotyczą osób, które się znało… ja piszę o Osobie, którą znałem tylko z Jego obrazów. Przepraszam, że moja osoba będzie tu cały czas się przewijała, ale jak inaczej opisać wpływ na własne życie kogoś, kogo się osobiście nie znało..? Osoby, która mimo braku z nią bezpośredniego kontaktu, miała dominujący wpływ na moje (i nie jest to przesada) marynistyczne życie.

Wszystko zaczęło się od książki, która była w moim rodzinnym domu i właściwie nie do końca wiadomo jak tam się znalazła. Nosiła prozaiczny tytuł “Współczesne statki morskie” a jej autorem był Marian Krynicki.
Dziś wydaje mi się, że ta książka była jakąś formą Opatrznościowej ingerencji i w ten sposób przesądziła o mojej życiowej pasji.
Do dziś pamiętam te wszystkie, dla mnie magiczne, zdjęcia i ilustracje. Nie umiałem jeszcze czytać, więc tylko oglądałem. Oglądałem, oglądałem i oglądałem… Rodzice czytali mi jej fragmenty, zwłaszcza te, które były opisem ilustracji. Potem czytałem już sam. To była fascynująca lektura. Świetnie napisane kompendium wiedzy na temat statków i żeglugi. Cudowna książka, która młodego chłopaka, a właściwie dziecko, wprowadziła w nieznany, fascynujący świat. Zostałem skutecznie zauroczony i jednocześnie zainfekowany wirusem marynistyki, którego nosicielem jestem do dziś.
Było w tej książce jeszcze coś, co okazało się dla mnie najważniejsze. Zawierała ona kolorowe, całostronicowe wklejki ze wspaniałymi ilustracjami. Były to obrazy Adama Werki. To one zauroczyły mnie bez reszty, zapoczątkowały fascynację marynistyką i powiązały ją z potrzebą malowania.
Nie umiałem jeszcze rysować, a co dopiero malować. Zmuszałem rodziców, aby “przekalkowywali” mi kontury statków z obrazów mojego Mistrza, które potem pieczołowicie kolorowałem kredkami.
Oprócz pełnobarwnych ilustracji, Adam Werka był autorem piórkowych, czarno-białych winiet na początku każdego rozdziału. Chciałem też zwrócić uwagę, że wtedy Mistrz podpisywał się trochę inaczej, bardziej czytelnie. Druk tej książki ukończono na trzy miesiące przed moim urodzeniem.
Potem mój krąg widzenia zaczął się powiększać. Odkryłem miesięcznik “MORZE” a w nim obrazy Pana Adama. Prawie w każdym numerze, nieraz po kilka jednocześnie, często na okładce. I znowu to samo: wpatrywanie się w nie godzinami, analiza szczegółów, kompozycji, zawsze bezbłędnej perspektywy. Kupowałem numery “Małych Modelarzy”, ponieważ ich okładki malował Pan Adam. Potem odkryłem “Miniatury Morskie” z okładkami malowanymi przez mojego już wtedy Mistrza. Okładki były zawsze bardzo sugestywne, działały na wyobraźnię i narzucały punkt widzenia ich autora, co przyjmowało się bardzo łatwo i wręcz naturalnie.
Siła malarstwa Adama Werki polega na tym, że potrafił (a właściwie potrafi – bo to dalej funkcjonuje, mimo Jego nieobecności) przekonać widza do własnej wizji. Stąd bierze się utrzymująca do tej pory liczba miłośników Jego talentu. Trudno wycenić niebagatelną rolę edukacyjną tych bardzo niewielkich rozmiarami, ale wielkich formatem artystycznym dzieł. No i ta niewiarygodna precyzja malowania…
Dla kilku pokoleń interesujących się tematyką morską obrazy Adama Werki funkcjonują, jako realne wyobrażenie historycznych zdarzeń. Jestem dla Niego pełen wielkiego podziwu i uznania, bo wiem, ile przenikliwości, wiedzy i czasami improwizacji wymagało wtedy malowanie statków i okrętów na podstawie bardzo często skromnych materiałów ikonograficznych. Panująca w tamtych czasach, doprowadzona do granic absurdu cenzura wojskowa też nie pomagała w malowaniu okrętów, zwłaszcza ówczesnych.
Czuję się, trochę samozwańczym, uczniem Mistrza Adama. Jego obrazy miały dominujący wpływ na to, co teraz robię. Tak jak potrafię, staram się w swoim malowaniu przedłużyć kurs, którym podążał Adam Werka, również z wielkiego szacunku dla tego, co zrobił dla polskiej marynistyki.
Zabrakło mi tak niewiele, aby móc napisać o Panu Adamie, jako o osobie, którą poznałem osobiście. Kiedy współpracowałem z “MORZEM”, co pewien czas jeździłem do warszawskiej redakcji na ulicę Widok 10. Podczas jednej z wizyt usłyszałem, że Pan Werka właśnie przed chwilą wyszedł i szkoda, że się panowie nie spotkali.
Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że ominęła mnie jedyna, jak się później okazało, możliwość spotkania z Moim Mistrzem. Już nigdy więcej nie było takiej okazji. Mam cichą nadzieję, że w niezbyt już odległej przyszłości, jest jeszcze jakaś szansa na spotkanie…
Od tamtego momentu minęło wiele lat i miałem okazję spotkać i poznać Syna Adama Werki i Jego Małżonkę Joannę. Może to jakieś marynistyczne fluidy sprawiły, że miałem poczucie odnalezienia dawno nie widzianych, dobrych znajomych…

Grudzień, 2024

kmdr dr hab. Dariusz R. Bugajski, prof. AMW

były dowódca okrętu w 16 dywizjonie kutrów zwalczania okrętów podwodnych w Kołobrzegu, były prorektor do spraw ksztalcenia Akademii Marynarki Wojennej

Należę do osób, dla których ilustracje Adama Werki były częścią lektur marynistycznych, pomimo że w czasach mojego dzieciństwa reprodukcje na okładkach książek czy w miesięczniku „Morze” były nienajlepszej jakości. Ilustracje te były tak ważną i integralną częścią lektur, że nie mogę sobie ich wyobrazić oddzielnie a jednocześnie tak oczywistą częścią, że nie mogę sobie przypomnieć momentu odnotowania nazwiska Autora.

Tym bardziej nigdy nie przypuszczałem, że te piękne obrazy będą kiedyś zdobiły moje książki. Jestem przekonany, że w bardzo dużym stopniu podniosły ich wartość. Przecież z okresu drugiej wojny światowej dysponujemy tylko niewielką liczbą fotografii okrętów, których jakość z reguły pozostawia wiele do życzenia, a w dodatku są czarnobiałe i statyczne. Tymczasem obrazy Adama Werki nadają naszej morskiej historii kolory, barwę i dynamikę.

Dziś zapoznanie się tymi dziełami jest o wiele łatwiejsze, gdyż duża liczba ilustracji ma również wersję dostępną na jedno kliknięcie w sieci albo została wydana w dobrej jakości albumach, kalendarzach itp. Oczywiście nie można tego porównać z wystawą dzieł Mistrza, na której nie tylko syci się pięknem nasz wzrok, uruchamia wyobraźnia a nawet możemy niemal powąchać farbę. Namiastkę takiej stałej wystawy, ale bez „możliwości wąchania farby” udało nam się stworzyć na jednym z głównych korytarzy Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, którą zdobią 44 powiększone reprodukcje obrazów Adama Werki tworząc dla podchorążych, studentów, słuchaczy i zagranicznych gości piękną galerię ilustrującą historię naszej Marynarki Wojennej w okresie drugiej wojny światowej. Podczas oglądania naszej, zdawałoby się „wielkiej galerii”, warto zdać sobie sprawę, że to tylko niewielki fragment z dorobku artystycznego liczącego kilka tysięcy prac.

Jednak mój kontakt z dziełami Mistrza to nie tylko wspomnienia ulubionych lektur z okresu dorastania, wystawy i współczesne książki. Najwięcej przyjemności sprawia mi oglądanie kopii mojego ulubionego obrazu przedstawiającego okręt podwodny ORP Sokół podczas patrolu na Morzu Śródziemnym zdobiącego ścianę tuż obok biurka, przy którym spędzam niemal każdy wieczór. Jest ku temu kilka powodów. Po pierwsze ze względów na osobiste wspomnienia, byłem bowiem, oczywiście w innym czasie historycznym ale w tej samej marynarce, dowódcą małego okrętu zwalczania okrętów podwodnych. Pomimo że mój okręt nigdy nie mógł się spotkać z ORP Sokół i nie miał za sobą heroicznych działań wojennych to dziś w postaci zdjęcia ładnie się prezentuje obok Sokoła na dowód ciągłości historii Polskiej Marynarki Wojennej. Po drugie ORP Sokół to okręt bohaterski, dumny, a to zawsze jest źródłem nie melancholii a zapału i energii, czego bardzo potrzebuję w mojej pracy zawodowej. Wreszcie w sferze, na której najmniej się znam, artystycznej, ten obraz jest dynamiczny, ukazuje zwycięskie zmaganie stalowego kadłuba z żywiołem morskim, co także wzbudza pozytywne uczucia i jest po prostu najpiękniejszym widokiem nie tylko dla każdego marynarza, ale dla każdego człowieka kochającego morze i naturę.

Warszawa, 31.05.2021

kmdr rez. prof. dr hab. ANDRZEJ MAKOWSKI

były Dyrektor Instytutu Dowódczo-Sztabowego oraz Instytutu Nauk Społecznych Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, były dowódca ORP „Jastrząb”

MOJE SPOTKANIA Z TWÓRCZOŚCIĄ ADAMA WERKI

Zaczęło się od miesięcznika „Morze”, który zacząłem czytać w 1964 r. (14 lat) nie mając żadnego pojęcia kim jest Autor niezwykle „dynamicznych” (to rzucało się w oczy) ilustracji do tekstów o tematyce morskiej, szczególnie tych, które dotyczyły udziału Polskiej Marynarki Wojennej i Handlowej w wydarzeniach II wojny światowej, ale równie interesujące były te odnoszące się do aktualnych zagadnień związanych z gospodarką morską w wymiarze krajowym i jak dzisiaj mówimy, globalnym. Niewiele też mówił, poza znajomością nazwiska, charakterystyczny podpis w prawym lub lewym dolnym rogu obrazu (ilustracji), chyba jak większość czytelników miesięcznika, traktowałem wówczas Adama Werkę jako ilustratora, którego twórczość może przyciągać bądź nie, bez stosowania kryteriów z dziedziny sztuk plastycznych. Mnie podobały się przede wszystkim dlatego, że były związane z morzem, pobudzały wyobraźnię, korespondowały z moją ulubioną wówczas literaturą (Jerzy Pertek, Jerzy Lipiński, Nicholas Monsarrat, Edmund Kosiarz i in.) w wielu przypadkach wspierały ją graficznie. Z biegiem lat osoba Adama Werki oraz jego działalność twórcza stały się dla mnie rozpoznawalne poprzez ilustracje oraz okładki „Miniatur Morskich”, „Małego Modelarza”, „Planów Modelarskich”, sześciu edycji kalendarzy „Morza” oraz monografię Jana Piwowońskiego „Flota spod biało – czerwonej”. Trudno było pomylić jego charakterystyczny styl z jakimkolwiek innym malarzem marynistą (Zbigniew Litwin, Henryk Baranowski, Marian Mokwa), był niepowtarzalny, a wykonane wizerunki statków handlowych i pasażerskich, okrętów wojennych sławnych żaglowców oraz jachtów są dla mnie klasyką polskiej szkoły malarstwa marynistycznego. Prace Adama Werki w ich oryginalnej postaci było mi dane ujrzeć dopiero jesienią 2016 r. w czasie wystawy w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni (ponad 70 obrazów), urzekała w nich znajomość szczegółów oraz prostota wyrazu artystycznego wojny na morzu. Katalog z tej wystawy jest dla mnie wyjątkowo cenną pamiątką do której często powracam. Oceniając twórczość marynistyczną Adama Werki z profesjonalnego, wojennomorskiego, a nie artystycznego punktu widzenia, trzeba podkreślić niezwykłe jego umiejętności, można je nazwać reżyserskimi, przedstawiania sytuacji na morzu. Odbiega ona często od realiów, operuje skrótem, specyficzną perspektywą artysty, ale przecież na tym polega sztuka przez duże „S” by przedstawić sens (ideę) danego wydarzenia, nie tworząc przy tym szkodliwych mitów. Podobne skojarzenia odnajduję jedynie w filmach poświęconych podobnej tematyce (ogólnie, działania na morzu są z reguły nudne). Sądzę, że twórczość Adama Werki stała się również inspiracją dla artystów młodszego pokolenia, którzy zajmują się trudną tematyką morską. Nie mam oczywiście pełnego rozeznania w tym obszarze, znów pozostają ilustracje, okładki książek i czasopism, kalendarze rzadziej obrazy, ale pewne podobieństwo znajduję w pracach Grzegorza Nawrockiego, cóż, „wieczne” pozostaje jedynie morze.

Gdynia, maj 2021